Paititi Holistic Store

”Szczerze mówiąc o czymś na kształt Paititi myślałam już 10 lat temu. Mierzwiło mnie to, że wszystko co związane jest z „ezoteryką”, z której czerpałam wtedy dużo inspiracji jest po prostu tanią chińszczyzną. Pomyślałam, że fajnie by było stworzyć miejsce z takimi produktami tylko w ładniejszym wydaniu.” – mówi założycielka marki.
Markę Paititi śledzimy od samego początku w social mediach. Cieszymy się, że tak dużo ciekawych i wartościowych marek powstaje w Polsce. Oprócz produktów spodobał nam się również branding. Jest naprawdę piękny i widać, że dopieszczony. Same mamy na tym punkcie bzika – wszystkie trzy pracujemy w branży kreatywnej.
Paititi to nazwa własna, nadana legendarnemu miastu Inków, w którym mieli oni ukryć swoje bogactwa. Jest to mistyczne miejsce, które od wieków jest poszukiwane przez wielu odkrywców. Znajdywało się na terenach dzisiejszego Peru i Ekwadoru skąd pozyskują większość surowców. Sklep traktują analogiczne, jako przestrzeń skrywającą wiele naturalnych skarbów, które mają realny wpływ na nasze samopoczucie i zdrowie. Założycielce marki temat jest dość bliski bo jak się okazuje ma dalekie kojarzenie inkaskie od strony ojca, nieźle nie? Założenie marki nie było podyktowane aktualną modą, tylko wypadkową wielu czynników począwszy od korzeni i fascynacji materią jaką jest glina po zainteresowania skupionymi wokół tego co nienamacalne, a mające na nas wpływ, co nazywamy szeroko pojętą energią.
Osobiście uważamy, że te produkty są naprawdę wyjątkowe, przetestowałyśmy wszystkie. Smocza krew jest zaskoczeniem, do tej pory nie używałyśmy tego preparatu, teraz na pewno zagości w naszych kosmetyczkach. Ma niepowtarzalne właściwości regenerujące, początkowo skóra staje się lekko ściągnięta, a tuż po zmyciu cudownie gładka. Nałożyłyśmy odrobinę na małą rankę na twarzy, która widocznie się zregenerowała. Smocza krew to coraz chętniej wykorzystywany preparat w medycynie niekonwencjonalnej. Wygląda rzeczywiście jak krew, specyficznie pachnie ale działa cuda!
Po mini spa, czas na kakao ceremonialne. To od Patiti ma wyjątkowy smak, no i sama myśl o tym, że jest ono sprowadzone z kraju Inków podbija ten smak. Zrobiłyśmy je na mleku migdałowym. Nazywane jest Napojem Bogów, dlaczego?
Kakao do Ameryki Południowej przywiezione zostało przez Olmeków w 1900 p.n.e. Zwane było „czarnym złotem Majów” ponieważ z uwagi na jego wyjątkowy i drogocenny charakter służyło nawet jako waluta. Starożytni Majowie i Aztekowie używali go do celów ceremonialnych. Wierzyli, że Ci którzy będą pili kakao uprawiane z czystymi duchowymi intencjami poprzez medytację mogą połączyć się z wiedzą przodków i czerpać nauki z ich ziemi oraz od duchów opiekuńczych.
Zwykłe kakao, które kupujemy w sklepie to produkt przetworzony, odtłuszczony. Wartości odżywcze oraz zawartość teobrominy w takim wyrobie są dużo niższe niż w surowej, nieprzetworzonej paście. Kakao ceremonialne to rodzaj pasty kakaowej wytwarzanej w tradycyjny sposób z najwyższej jakości surowych ziaren kakaowca. Napój Bogów posiada aksamitny, a zarazem bardzo intensywny smak, świeżość oraz organiczny charakter. Tworzy unikalną kombinację dla zmysłów i ciała.
Ale jak działa? Dodaje witalności, działa pobudzająco, usprawnia przepływ krwi w całym ciele. Jest znana jako potężny środek otwierający serce.
——————–
Miałyśmy okazję testować również Guayuse, to roślinka, która rzeczywiście po powąchaniu wyostrza zmysły i zapewnia dobre samopoczucie. Potrafi zmobilizować organizm do pracy. To siostra yerba mate, jeśli lubicie takie zioła to polecamy bardzo.
Oprócz tych wszystkich wspaniałych prozdrowotnych produktów, w pełni ekologicznych i z etycznych źródeł, Paititi tworzy również unikatową ceramikę. Ją już oceńcie sami, my uwielbiamy takie klimaty.
Zadałyśmy też kilka pytań Zuzie – właścicielce marki. Zobaczcie co odpowiedziała.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z Paititi?
Szczerze mówiąc o czymś na kształt Paititi myślałam już 10 lat temu. Mierzwiło mnie to, że wszystko co związane jest z „ezoteryką”, z której czerpałam wtedy dużo inspiracji jest po prostu tanią chińszczyzną. Pomyślałam, że fajnie by było stworzyć miejsce z takimi produktami tylko w ładniejszym wydaniu. Zaczęłam tworzyć łapacze snów, o których mało kto wtedy jeszcze w Polsce słyszał, ale wszystko umarło śmiercią naturalną, bo skupiłam się na innych rzeczach i myślę, że wyszło mi to na dobre. Musiałam dojrzeć artystycznie i duchowo, zatoczyć krąg. W międzyczasie skończyłam studia artystyczne, urodziłam córkę i oddałam się ceramice. Wszystko to wpłynęło na to, że prawie 2 lata temu zrodził się pomysł na Paititi, ale od tego momentu minęło sporo czasu, zanim nasze produkty pojawiły się na rynku (działamy ponad pół roku)Bardzo zależało mi na jakości, na tym, żeby każdy szczegół był dopracowany, żebym śmiało mogła się utożsamiać z marką. Przez bardzo długi czas, dopracowywałam formy, opakowania, tworzyłam etykiety, idąc coraz bardziej w stronę minimalizmu. Dużo czasu zajęło mi znalezienie idealnej przestrzeni na pracownię, pieca itd. Kiedy wydawało się, że jestem już bliżej końca niż początku zaczęła się pandemia i podjęłam z partnerem decyzję o przeniesieniu się na ten czas z Warszawy na wieś ze względu na dziecko, co dodatkowo opóźniło nasze działania. Ale po kilku miesiącach, w lipcu wróciliśmy do Warszawy i ruszyliśmy z Paititi na dobre.
Co myślicie o takich inicjatywach jak nasza? Często występujecie na targach, Festiwalach?
Nie pokazujemy się na wszystkich targach i miejscach, do których jesteśmy zapraszani. Wybieramy tylko te, które niosą za sobą dodatkowe przesłanie, które są organizowane w dobrej atmosferze i przyświeca im słuszna idea. Do tej pory pojawiliśmy się stacjonarnie trzykrotnie, a na targach online dwukrotnie w tym raz organizowanych przez was 🙂
Tworzysz z pasji. Czy były chwilę zwątpienia?
Tylko i wyłącznie. Dla mnie jest to podstawa działania, ale ciężkie chwile wiadomo, pojawiają się, szczególnie jak musisz być w 2 miejscach na raz, co zrozumie na pewno każda pracująca mama. Na szczęście mój życiowy partner – Piotrek, staje na wysokości zadania i bardzo mocno mnie wspiera. Bez jego zaangażowania i pomocy oraz dojrzałego ojcostwa to by się nie udało. Na początku przeszkód było wiele, pewnie jak w większości działalności. Niewystarczający budżet, ograniczony czas, pandemia. Teraz jednak wszystko się układa, jestem we właściwym miejscu, otoczona właściwymi ludźmi.
Czy zajmujesz się czymś jeszcze w życiu, czy Paititi pochłania Ci tyle czasu, że skupiasz się już tylko na tym?
Ja przeznaczam tyle czasu ile tylko mogę na rozwój Paititi. Piotrek natomiast od kilku lat związany jest z konopiami i działa intensywnie w tym temacie. Nie wiem czy w ogóle byłoby możliwe znalezienie dodatkowego czasu. Nie pamiętam kiedy ostatnio spałam dłużej niż 5h 😉
Który Twój produkt cenisz najbardziej? Masz jakiegoś faworyta?
Największym zaskoczeniem jest smocza krew, którą mamy w swojej ofercie. Nazwa jest trochę przerażająca, ale jest to po prostu żywica ze smoczego drzewa w kolorze czerwieni. Jest najsilniejszym antyoksydantem na świecie. Jestem pod wrażeniem jej szerokiego spektrum działania. Jest najczęściej używanym przez nas produktem w domu. Must have w apteczce i kosmetyczce. Dodaję ją do kremu, wcieram bezpośrednio w podrażnioną lub skaleczoną skórę, używam u córki do zmniejszenia odczynów po ugryzieniu komarów czy na wirusa opryszczki. Niesamowicie przyspiesza proces gojenia i regeneracji. Kto jej raz spróbował ten wie jakie to cudo.
Co lubisz czytać? Może masz ulubione książki?
Przyznam szczerze, że mam fisia na punkcie literatury dziecięcej. Gdybym nie zajmowała się Paititi, pracowałabym w wydawnictwie dziecięcym, albo sama pisała książki dla najmłodszych ( mam już zarys jednej). Kiedy w domu pojawiają się nowe książki, towarzyszy temu cały rytuał. Znajduje im odpowiednie miejsce na półkach, dopasowuje do innych, przekładam kartki z namaszczeniem, nigdy nie mogę się powstrzymać, żeby poczekać z ich odpakowaniem do momentu, aż będzie przy tym moja córka 😉 Szczególnie podobają mi się skandynawskie tytuły. Tak bardzo różnią się od tych które czytali nam nasi rodzice. Ich magia polega na tym, że nie są skierowane tylko do najmłodszych, ale pozwalają dorosłym zrozumieć emocje i potrzeby dzieci i traktować je jako równym nam. Najpiękniejszą książką w tej kategorii jest „Piaskowy Wilk” Asy Lind. Jest to zbiór opowiadań filozoficznych, który urzeknie niejednego dorosłego. Jeżeli chodzi o literaturę dla tych starszych, to ostatnio znowu wracam do Kereta I Houellebecqua. Natomiast ostatnia polska dobra książka, którą przeczytałam to debiut Maćka Marcisza „Taśmy rodzinne”. Muszę zdecydowanie wygospodarować więcej czasu na czytanie i nadrobić parę tytułów.
Gdzie lubisz spędzać wolny czas? W mieście czy poza nim?
Jeżeli mamy tylko sposobność uciekamy z miasta. Ostatnio odkryliśmy uroczy, mały drewniany domek z kominkiem na ścianie Kampinosu i tam spędzaliśmy wolne weekendy. Jeżeli w grę wchodzi więcej dni udajemy się na zachód Polski do agroturystyki prowadzonej przez moich rodziców, którzy jakiś czas temu przenieśli się tam na stałe z Warszawy. To tam spędziliśmy całą pandemię. Jest tam wszystko co jest nam potrzebne do szczęścia. Wybieramy się na trasy kajakowe Drawą, spędzamy czas przy ognisku patrząc w gwiazdy, szwendamy się po lasach, ostatnio wróciłam po kilku latach przerwy do jazdy konnej. Sielskie, wiejskie życie.
Powiesz nam jak wygląda Twój dzień, czy codziennie jesteś w pracowni?
Rano po tym jak zawieziemy córkę do przedszkola, przyjeżdżamy do pracowni. To tutaj wytwarzamy nasze produkty, pakujemy paczki, organizujemy warsztaty i planujemy jak podbić świat 🙂 W zasadzie od samego początku jest z nami Ewa, która lepi w glinie, a ostatnio dołączyła do nas Karolina, która nam pomaga. Piotrek ściąga surowce, zaopatruje nas w potrzebne materiały, zajmuje się technicznymi sprawami. Ja jestem odpowiedzialne za ogarnięcie tego wszystkiego. Przyjmuję zamówienia, odpowiadam na wiadomości, prowadzę nasze social media, projektuję nowe formy, robię odlewy, lepię i dużo jeszcze można by wymieniać. Często siedzę tu do późnej nocy, ale nie ważne o której kończę, jak bardzo jestem zmęczona i jaka jest pogoda, zawsze wracam do domu na piechotę. Mam wtedy godzinę na odmóżdżenie się, odprężenie. Uwielbiam przemieszczać się wszędzie na nogach.
Dziękujemy jeszcze raz marce Paititi za tak wyjątkowe i dobre produkty.
A Wam bardzo polecamy przetestować te wspaniałości.
Możecie je znaleźć pod linkiem:
www.instagram.com/paititi_holisticstore
